Text Size
piątek, kwiecień 19, 2024

Wicekanclerz Niemiec Robert Habeck ogłosił, że jego kraj musi w najbliższych miesiącach korzystać z „zastępczych” elektrowni węglowych. To odpowiedź na kryzys na rynku gazu. Berlin kontynuuje natomiast plan zamykania elektrowni jądrowych.

 

Kontrowersyjnym fragmentem tego materiału jest stwierdzenie, że Niemcy będą salwować się uruchamianiem elektrowni węglowych.

„W celu zmniejszenia zużycia gazu do produkcji energii elektrycznej należy mniej korzystać z mocy gazowych.

Zamiast tego trzeba będzie częściej wykorzystywać elektrownie węglowe. Odpowiednia ustawa o dostępności elektrowni zastępczych, która to umożliwia, jest obecnie w trakcie prac parlamentarnych i ma być rozpatrzona w Bundesracie 8 lipca, a następnie szybko wejdzie w życie” - stwierdza wicekanclerz.

Oznacza to, szczerze mówiąc, więcej elektrowni węglowych w tym okresie przejściowym.

To gorzkie, ale w tej sytuacji prawie konieczne dla zmniejszenia zużycia gazu. Musimy i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby latem i jesienią magazynować jak najwięcej tego surowca” - podkreśla Habeck. Według jego oświadczenia, ustawa tworząca ów okres przejściowy ma obowiązywać do 31 marca 2024 roku.

Taka decyzja kładzie się cieniem na ambitnych planach Niemiec w zakresie dekarbonizacji elektroenergetyki. Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że krok ten pewnie nie byłby konieczny, gdyby nie niemiecki program odchodzenia od energetyki jądrowej. W ciągu zaledwie 20 lat park elektrowni jądrowych w RFN skurczył się z ok. 22 GW mocy zainstalowanej do 4 GW. Te ostatnie moce zostaną zamknięte wraz z końcem 2022 roku. Niestety, jak się okazuje, kryzys gazowy nie jest dostatecznym argumentem dla Berlina, by zachować przy pracy atom.

źródło www energetyka24

Związki Zawodowe